Każdy kto zna mnie choć trochę wie, że koty to moje ukochane stworzenia na świecie, dorównują im jedynie pandy, ale jej nie mogę przecież przygarnąć i trzymać w domu. Kiedy byłam małą dziewczynką moja determinacja do posiadania kota była tak wielka, że na 10 urodziny rodzice podarowali mi Rosyjską Niebieską piękność i serię odczulań na jej sierść. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że po prostu mieli dość mojego marudzenia, ale sami za nic nie oddaliby tych wspaniałych 15 lat, które z nami przeżyła. Nikogo nie zdziwi więc, że gdy pojawił się projekt kociej kawiarni w Warszawie skakałam z radości! Ale zacznijmy od początku…
Skąd wzięły się kocie kawiarnie? Pierwszą z nich otwarto w 1998 roku w Taipei na Tajwanie, po jej sukcesie kultura kocich kawiarni rozprzestrzeniła się po całej Azji. Ostatecznie, kocie kawiarnie, stały się najbardziej popularne w Japonii, gdzie w samym Tokio jest ich już prawie 40! Powodem tak dużej popularności tego typu miejsc są przede wszystkim małe mieszkania, zajmowane niekiedy przez całą wielopokoleniową rodzinę, w których nie ma warunków do utrzymania wymagającego pupila.
Moda na kocie kawiarnie przywędrowała do Europy zaledwie kilka lat temu i na szczęście zagościła również w Polsce. Po sukcesie krakowskiej kawiarni przyszedł czas na Warszawę gdzie w środę swoje progi otworzyła Miau Cafe. Wnętrze podzielone jest, zgodnie z wymogami sanepidu, na część kawiarnianą oraz pokój w którym możemy posiedzieć przy kawie razem z kotami i pobawić się z nimi, gdy łaskawie nam na to pozwolą.
Do kawiarni przyszłam chwilę po otwarciu, a w przeciągu pół godziny nie było już wolnego miejsca! Zamówiłam pyszną kawę, ciacho i poszłam do kotów. Wnętrze bawialni dostosowane jest w całości do ich wymogów – drapaki, półki, poduszki, zabawki – mają wszystko o czym marzy każdy kot. Dla nas, poza wspaniałym towarzystwem 7 pupilów, są do dyspozycji książki – nie tylko o kotach. Zwierzaki z początku były bardzo nieufne, ale z czasem zaczęły coraz chętniej odkrywać zapachy nowych przybyszów. Moje serce, jak prawie każdego kto zdążył już odwiedzić Miau Cafe, skradł Rudzik – wszędobylska gwiazda kawiarni uwielbiająca zaglądać do torebek.
Z radością mogę stwierdzić, że Miau Cafe to idealne miejsce dla każdego kociarza! Mam nadzieję, że z czasem menu kawiarni powiększy się, a obsługa przyzwyczai się do dużej ilości klientów. Ja na pewno pojawię się tam jeszcze nie raz, ale najpierw poczekam aż pierwsza fala warszawiaków zdąży już zaspokoić swoją ciekawość, a koty przyzwyczają się do coraz to nowych odwiedzających.
Słyszałam wiele dobrego o tym miejscu, ale też bardzo złego o jego właścicielce i traktowaniu pracowników..
Też słyszałam negatywne komentarze na temat traktowania pracowników, ale muszę przyznać, że byłam tam ostatnio po raz drugi i była ta sama obsługa co za pierwszym razem i wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku 🙂
Dobry tekst 🙂